Od trzech lat na blogu pojawiają się ulubieńcy minionego roku, tzw Hity Blankity, dlatego nie mogło ich zabraknąć również teraz, na podsumowanie 2016 roku.
Dzisiaj natomiast zapraszam Was na same kosmetyczne perełki, które odkryłam w minionym 2016 roku! :)
Jak zwykle swoje kosmetyczne odkrycia podzieliłam na trzy kategorie. Będzie to pielęgnacja, makijaż oraz paznokcie. Zabrakło w tym roku kategorii "gadżety" ale niestety nie znalazłam nic, co mogłoby dostać miano ulubieńca roku. No to zaczynamy!
PIELĘGNACJA
1. Sylveco - wygładzający peeling do twarzy
Pierwszym produktem, który zachwycił mnie w tym roku jest peeling na bazie korundu z polskiej firmy Sylveco. Pisałam o nim oddzielny post, dlatego odsyłam was do przeczytania pełnej recenzji [Sylveco, wygładzający peeling]. Tutaj natomiast napiszę w skrócie, że to mocny peeling, który świetnie zdziera martwy naskórek. Dobrze oczyszcza skórę twarzy, a dodatkowo pozostawia na niej przyjemną, ochronną warstwę. Polubiłam go przede wszystkim za to, że pozostawia buzię niesamowicie gładką, oczyszczoną, a do tego pachnie werbeną.
2. Gliss Kur, Ultimate Resist, Odżywka do włosów
Miałam już kilka odżywek w sprayu, ale żadna z nich nie pachniała jak ta z Gliss Kura. Zapach jest po prostu piękny i przypomina mi eleganckie perfumy. Mogłabym w sumie tak pachnieć. Odżywka oprócz cudownego zapachu pomaga oczywiście rozczesywać włosy, nabłyszcza je i ujarzmia. Czyli wszystko to, co powinna robić. Bardzo lubię formułę odżywek w sprayu, ponieważ nie trzeba spłukiwać dodatkowo włosów, co oszczędza nie tylko czas, ale także i wodę :)
3. Carmex
Pomadki firmy Carmex towarzyszą mi już od dłuższego czasu. Właściwie to nie wiem dlaczego nie ujęłam ich w poprzednich ulubieńcach roku. Powinny być w tym zestawieniu już od dawna. Miałam już chyba wszystkie wersje smakowe Carmexa i każda z nich sprawdzała się u mnie świetnie. Obecnie jak widzicie testuje limonkę, która również bardzo fajnie pachnie. Najchętniej sięgam po pomadki w sztyfcie, bo te są po prostu najwygodniejsze w użyciu. Lubię to charakterystyczne mrowienie Carmexa i ten chłód jaki daje bezpośrednio po aplikacji. Najbardziej jednak podoba mi się jego działanie pielęgnacyjne. Za każdym razem przynosi ulgę spierzchniętym ustom, a jego obecność w torebce to już must have każdej zimy. Wiecie co jest najciekawsze? Że Carmex leczy zajady!
4. Kremy do twarzy Bielenda
W pamięci szczególnie zapadły mi dwa kremy Bielenda z serii mezo. Pierwszy z nich nawilżający w niebieskiej tonacji kolorystycznej oraz drugi odmładzający, w różowej. Obydwa to pięknie pachnące kremy o idealnej konsystencji. Pamiętam, że dobrze się rozprowadzały i idealnie nadawały pod makijaż. Świetnie nawilżały skórę i powodowały, że była promienna. Ogromnym plusem było to, że kremy nie szczypały w oczy i mogłam je wklepywać w te okolice bez obawy, ze zacznę łzawić. Zużyłam po dwa opakowania zarówno wersji nawilżającej, jak i odmładzającej. Nie potrafię jednak powiedzieć, który z nich był lepszy, bo obaj zasługują na miano ulubieńców.
MAKIJAŻ
1. Annabelle Minerals
Po minerały sięgnęłam pierwszy raz kilka lat temu. Odkryłam wtedy świetny podkład Lily Lolo, który stał się moim ulubieńcem oraz zapoznałam się z podkładem mineralnym Annabelle Minerals w wersji kryjącej. Z tym ostatnim nie mogłam się dogadać, ponieważ był bardzo widoczny na mojej skórze i czasami się warzył. Krył co prawda wszystko, ale jednak w bardzo nachalny sposób.
Dopiero kiedy w moje ręce wpadła wersja matująca okazało się, że jest on naprawdę dobry! Podkład matujący AM ma całkiem inną konsystencję od kryjącego. Mimo, że obydwa są sypkie. Okazało się, że wygląda on świetnie na skórze, praktycznie go nie widać i delikatnie wyrównuje koloryt co ja akurat lubię. Nosiłam go przez większość tego roku, a i tak zużycie nie jest duże.
Na konferencji Meet Beauty dostałam odcień Golden Fair, który był dobry w lecie. Teraz natomiast przydałby mi się troszkę jaśniejszy :)
2. Inglot - pomada do brwi
Pomada z Inglota to chyba moje najnowsze odkrycie. Do tej pory wypełniałam brwi cieniami w chłodnej tonacji, jednak w październiku postanowiłam spróbować popularnej pomady z Inglota. Trochę się wahałam, ponieważ bałam się przerysowanego efektu. Okazało się, że niepotrzebnie. Można nim wypełnić brwi zarówno mocno, jak i w bardzo subtelny sposób. Dodatkowo odcień który posiadam jest wręcz idealny dla mnie. Chłodny, wpadający w szarość, który wygląda bardzo naturalnie. Pasuje do brązowych włosów i jasnej karnacji. Niezaprzeczalnym plusem tej pomady jest całodzienna trwałość. Nie rozmazuje się, nie ściera. Tkwi na swoim miejscu cały dzień!
3. Eveline, Advance Volumiere - serum do rzęs
Serum Eveline ma za zadanie odżywiać, regenerować i stymulować wzrost rzęs. No i rzeczywiście to robi! Moje rzęsy chyba jeszcze nigdy nie były w tak dobrej kondycji jak teraz. Jest ich więcej, są mocniejsze i przede wszystkim dłuższe. Serum Eveline sprawdza się świetnie jako baza pod tusz do rzęs. Powoduje, że rzęsy po wytuszowaniu są jeszcze bardziej uniesione i pogrubione. Serum z pewnością będzie stałym bywalcem w mojej kosmetyczce.
4. Golden Rose, Matte Lipstick Crayon, 10
Kiedy pomyślę sobie co najczęściej nosiłam na ustach w tamtym roku, to będzie to na pewno matowa kredka do ust Golden Rose w odcieniu 10. Mimo, że jest to matowa kredka, to rozprowadza się bardzo przyjemnie na ustach. Nie jest tępa, jak większość matowych pomadek. Jest też bardzo komfortowa w noszeniu, bo nie wysusza zbytnio ust i praktycznie jej nie czuć. Przede wszystkim bardzo podoba mi się jej odcień i to właśnie on spowodował, że kredka ląduje w tym zestawieniu. Uważam, że jest to bardzo elegancki odcień różu, idealny na co dzień i pasujący zarówno do dziennego jak i wieczorowego makijażu. Można powiedzieć, że to taki uniwersalny odcień. Szkoda tylko, że nie jest trwalsza. Wybaczam jej to, bo jej kolor mnie po prostu zachwycił. A jeżeli jesteście ciekawi jak wygląda jej odcień to pokazywałam go w poście z Nowościami czerwca.
PAZNOKCIE
1. Pyłki do zdobień
Pyłki do paznokci zyskały w tym roku niezłą popularność. Stały się must have każdej kobiety robiącej sobie domowe hybrydy. Nie mogło ich zabraknąć również i u mnie. Moja kolekcja ostatnio sporo się powiększyła, co możecie zobaczyć na zdjęciu.
Dzięki pyłkom możemy wyczarować lustrzane paznokcie, zarówno złote jak i srebrne, a także efekt holo, czy syrenkę. Są przy tym mega proste w użyciu, bo wcieramy je w top za pomocą zwykłej pacynki. Poradzi sobie z nimi każda początkująca osoba :)
2. Rapidograf
To kolejny fajny gadżet ułatwiający stylizację paznokci. Pozwala na namalowanie bardzo cieniutkich i precyzyjnych kresek, a więc stworzenie właściwie każdego wzoru w dowolnym kolorze. Ja co prawda mam tylko dwa tusze - biały i czarny, ale i tak wystarczyły mi one by wykonać kilka ciekawych wzorków. Wystarczy napełnić go wybranym tuszem i malować co tylko nam podpowiada wyobraźnia!
3. Semilac Strong white
Patrząc na moje paznokcie w 2016 roku można dostrzec, iż najczęściej używanym kolorem był Semilac Strong white. Nic dziwnego. Biała baza jest świetna do wszelkich stylizacji, no i pasuje do każdego zestawienia kolorystycznego. Biel jest bardzo praktyczna, a dodatkowo pozwala wzorkom "wybić się" na wierzch i być bardziej widocznymi. Strong White od Semilaca potrzebuje co prawda dłuższego naświetlania w lampie, bo wolniej się utwardza, ale jednocześnie łatwiej go później ściągnąć.
Jak widzicie nie było w tym roku dużo perełek kosmetycznych. Nie odkryłam zbyt wiele nowych produktów, ponieważ często powracam do swoich ulubieńców i sprawdzonych kosmetyków. Mam jednak nadzieję, że rok 2017 będzie bardziej owocny! :)
A wy, odkryłyście w minionym roku jakieś świetne kosmetyki? Pochwalcie się!
Zapraszam Was także na Facebooka oraz Instagram! :)