O
masłach z The Body Shop słyszałam wiele pozytywnych opinii i bardzo
chciałam je wypróbować, dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy zostałam
wybrana do testowania najnowszego masła z linii Wild Argan Oil.
Mimo, że pewnie czytacie teraz na co drugim blogu recenzję tych masełek to i ja pomęczę Was kolejną, Zapraszam! :)
Mimo, że pewnie czytacie teraz na co drugim blogu recenzję tych masełek to i ja pomęczę Was kolejną, Zapraszam! :)
Do
testowania dostałam masełko zamknięte w 50ml pojemniczku i mimo, iż
spodziewałam się, że przyjdzie troszkę większe, muszę przyznać, że i tak
jest bardzo wydajne.
Opakowanie to typowy zakręcany słoiczek, dzięki któremu zużyję masło do samego końca. Jest małe i poręczne, dlatego spokojnie zmieści się do podróżnej kosmetyczki.
Opakowanie to typowy zakręcany słoiczek, dzięki któremu zużyję masło do samego końca. Jest małe i poręczne, dlatego spokojnie zmieści się do podróżnej kosmetyczki.
Konsystencja jest typowo maślana i bardzo przyjemna, bo w dotyku masło jest twarde i bardzo zbite, a pod wpływem ciepła dłoni zaczyna się rozpuszczać, pozostawiając na ciele oleistą konsystencję. Masełko wchłania się bardzo szybko i pozostawia na skórze jakby ochronną warstwę, ale nie jest to nieprzyjemna warstwa, jak w przypadku kosmetyków na bazie parafiny, lecz przyjemna, olejkowa ochrona.
Nawilżenie, jakie daje to masełko uważam jako bardzo dobre, dlatego z większą chęcią używałabym go w zimie, bo wtedy też sięgam po cięższe, maślane konsystencje. W lecie moja skóra nie potrzebuje tak intensywnego nawilżenia, dlatego resztę zostawię sobie właśnie na okres zimowy.
Bardzo podobnie jest też z zapachem, który jest bardzo przyjemny, mocny i intensywny, pachnie jak perfumy, ale znowu kojarzy mi się z okresem zimowym, bo dla mnie jest ciężki, ciepły i otulający. Wyczuwam w nim nuty kakao, lub wanilii. Masło jest ważne 12 miesięcy od otwarcia, dlatego jego reszta spokojnie poczeka na okres zimowy, kiedy moja skóra będzie bardziej wysuszona, a słodki zapach uprzyjemni mi jego używanie.
Masło pozostawia skórę dobrze nawilżoną, gładką i mocno pachnącą, a zapach utrzymuje się na niej przez dłuższy czas. Po jakimś czasie zaczyna słabnąć, ale po przyłożeniu nosa do ręki jest nadal wyczuwalny.
Na spodzie, po odklejeniu naklejki zobaczymy skład masła i możemy w nim znaleźć masło shea jako główny składnik, a to by wyjaśniało jego maślaną konsystencję, jest też masło kakaowe, gliceryna, olej z nasion palm, wosk pszczeli i dosyć daleko w składzie tuż przed samym zapachem olej arganowy. Trochę szkoda, że olej arganowy, który osławia nowe masło do ciała, jest prawie na końcu składu w małej ilości, a miałam nadzieję, że będzie trochę wyżej.
Podsumowując, uważam, że masło jest godne uwagi, ale swoją konsystencją i zapachem, będzie bardziej odpowiednie do stosowania w okresie jesienno - zimowym.
Moje pierwsze zetknięcie z kosmetykami The Body Shop było jak najbardziej udane i teraz jestem jeszcze bardziej ciekawa innych maseł oraz ich zapachów! Polecacie jakieś?